Dzisiejszego poranka w programie „Śniadanie w Trójce” doszło do niezwykle burzliwej dyskusji. Jedną z osób, które pojawiły się w studiu był Marcin Przydacz. Zdaniem wielu przekroczył on wszelkie granice po tym, jak użył mocnych słów w kierunku prowadzącej, Renaty Grochal. Szybko jednak tego pożałował, bo ta postanowiła go wyprosić ze studia radiowej Trójki.
Sobotnie wydanie „Śniadania w Trójce” przybrało nieoczekiwany obrót wydarzeń. Wszystko zaczęło się od słów Przydacza, który stwierdził, że praworządność w naszym kraju jest „zagrożona”. „W momencie, kiedy PO domknie system, praworządności już w ogóle nie będzie” – wypalił. ” Wy mieliście prezydenta i system nie był domknięty? I to towarzyskie odkrycie w TK, przyjaciółka prezydenta” – odparła Grochal. „Dlatego, że jest kilka czynników władzy…” – zareagował Przydacz, po czym szybko przerwała mu dziennikarka.
„Dobrze, wykładów nie będzie” – powiedziała. To wtedy poseł PiS wybuchł zarzucając prowadzącej, że przerywa jego wypowiedzi. Ta szybko stwierdziła, że nie odpowiada on na jej pytania. Po krótkiej kłótni Przydacz użył mocnych słów nazywając dziennikarkę „funkcjonariuszką polityczną”. „Dlaczego pan mnie obraża? Dlaczego pan mnie nazwał funkcjonariuszką polityczną? Albo mnie pan przeprosi, albo opuści pan studio” – odpowiedziała. „W taką rolę się pani tutaj wpisuje, jeśli mi pani tu 6 raz przerywa” – skontrował Przydacz, co miało dla niego bolesne konsekwencje. „Przepraszam bardzo, musi pan opuścić to studio” – zwróciła się. „Proszę bardzo, do widzenia” – zareagował i opuścił program.