Dzisiejszego poranka w programie „Śniadanie w Trójce” doszło do niezwykle burzliwej dyskusji. Jedną z osób, które pojawiły się w studiu był Marcin Przydacz. Zdaniem wielu przekroczył on wszelkie granice po tym, jak użył mocnych słów w kierunku prowadzącej, Renaty Grochal. Szybko jednak tego pożałował, bo ta postanowiła go wyprosić ze studia radiowej Trójki.
Sobotnie wydanie „Śniadania w Trójce” przybrało nieoczekiwany obrót wydarzeń. Wszystko zaczęło się od słów Przydacza, który stwierdził, że praworządność w naszym kraju jest „zagrożona”. „W momencie, kiedy PO domknie system, praworządności już w ogóle nie będzie” – wypalił. ” Wy mieliście prezydenta i system nie był domknięty? I to towarzyskie odkrycie w TK, przyjaciółka prezydenta” – odparła Grochal. „Dlatego, że jest kilka czynników władzy…” – zareagował Przydacz, po czym szybko przerwała mu dziennikarka.
„Dobrze, wykładów nie będzie” – powiedziała. To wtedy poseł PiS wybuchł zarzucając prowadzącej, że przerywa jego wypowiedzi. Ta szybko stwierdziła, że nie odpowiada on na jej pytania. Po krótkiej kłótni Przydacz użył bardzo mocnych słów nazywając dziennikarkę „funkcjonariuszką polityczną”. Miało to dla niego bardzo bolesne konsekwencje, o czym możecie przekonać się na nagraniu umieszczonym poniżej.
PiSowskie zero Marcin Przydacz przyszedł do programu redaktor Grochal, by go rozwalić.
Na szczęście redaktor wybrała przemoc i pogoniła PiSiora.
Brawo! Mam nadzieję, że jeszcze go pozwie. pic.twitter.com/YwDtyjNbMV
— Osiem Gwiazd (@RuchOsmiuGwiazd) December 28, 2024